Bujno rośnie, odludnie kwiat stepowy ginie;
I wzrok daleko, późno błądzi po równinie;
A w niezbędnej zgryzocie jeśli chcesz osłody,
Chmurne na polu niebo i cierpkie jagody.
Idź, raczej w piękne mirtów i cyprysów kraje ;
Co dzień w weselnej szacie u nich słońce wstaje,
U nich w czystym powietrzu jaśniejsze wejrzenie
I głosy rozpieszczone, i rozkoszne tchnienie.
U nich wawrzyny rosną; i niebo pogodne,
I ziemia ubarwiona, i myśli swobodne.
A na kształtnych budowlach męże wieków dawnych
Stoją w bieli – pyszni ze swoich imion sławnych,
Zapraszają z daleka w czarowne zwaliska;
Bogów i bohaterów w pełne pająków siedliska.
Tam, jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko,
Może, w ten błękit wpatrzywszy swoje oko.
Słodycz w rozpaczy znajdziesz i lubość w żałobie,
Jak uśmiech ust kochanych w śmiertelnej chorobie;
A kiedy się roześmieję – to jak za pokutę;
A kiedy będę śpiewał – to na smutną nutę;
A w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość.
A z mojej zdziczałej duszy wypleniono radość.
Moje młode pacholę, gdzież to ty wędrujesz?
Czy z Ziemi Świętej wracasz, że tak utyskujesz?
Oh! nie – ja wszystkim obcy wśród mojej ojczyzny –
I Śmierć zostawiła mi czarne w sercu blizny –
I świata jadłem gorzkie, zatrute kołacze –
To mnie ciężko w sercu i ja sobie płaczę,
Widzisz mego Anioła grób w blasku zobaczy.
Pytasz, czego chcesz, pacholę? – Uciec od Rozpaczy.
– Witam panowie, witam, nie wstajemy, mamy mało czasu. Adam Mickiewicz Wielkim Poetą Był i zaczynamy.”Wpłynąłem na suchego przez twór oceanu..” Kaźmierczak, nie chowaj mi się tam, pod tą ławką, widzę cię, widzę Cię, wyjdź stamtąd.
– Aaa, a mogę zgłosić nieprzygotowanie?
– A który to już raz w tym miesiącu?
– Kurde
– Ty też będziesz wielki jak Mickiewicz, zaczynaj.
– Dobrze, Adam Mickiewicz Stepy akermańskie…
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi;
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurchanu,
Patrzę w niebo, szukam gwiazd, przewodniczek łodzi;
Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?
To błyszczy Dniestr, to wzeszła lampa Akermanu.
Stójmy! – jak cicho! – słyszę ciągnące żurawie,
Których nigdy by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysze na trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
W takiej ciszy! – tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. – Jedźmy, nikt nie woła.